Pandemia koronawirusa to temat numer jeden nie tylko w Polsce, ale na świecie. Informacje o nowych zakażonych to dla wielu wciąż tylko liczby. Trudno jest się bowiem postawić na miejscu osoby chorej, która zaraziła się nieznanym dotąd wirusem. O tym, z czym borykają się "COVID-owcy" rozmawialiśmy z mieszkańcem Elbląga, który niedawno opuścił oddział zakaźny elbląskiego Szpitala Miejskiego. Spędził tam 21 dni. - Lekarze dawali mi 20 proc. szans na przeżycie. Walczyłem o każdy oddech - mówił.
W październiku br. Jeden z pacjentów Szpitala Miejskiego w Elblągu opublikował filmik, na którym opowiadał o swojej chorobie. Podał swoje imię i nazwisko, pokazał twarz. Chciał tym uwiarygodnić swój przekaz. Apelował do ludzi, by poważnie traktowali pandemię. Mówił, jak ciężko można przejchodzić zakażenie i jak bardzo cierpią ludzie będący na oddziale COVID-owym. Internauci okazali się jednak bezlitośni. Fakt, że mężczyzna z zawodu był aktorem wystarczyło, by w komentarzach zarzucać mu kłamstwo, manipulację, a szpital posądzić o wynajęcie do tych celów "specjalisty od udawania".
- Leżałem w sali obok niego - przyznał nasz rozmówca. - To, co działo się w Internecie po tym jak wrzucił filmik, przeraziło mnie. On naprawdę był chory. Był w ciężkim stanie. Mówił prawdę. A ludzie zamiast skupić się na tym, o jak ważnej sprawie mówi, o cierpieniu ludzi, o powadze sytuacji, woleli skupić się na tym, jak tu można doszukać się spisku.
Mimo to nasz rozmówca zdecydował się opowiedzieć swoją historię. Jego tożsamość nie zostanie jednak ujawniona. - Czuję się w obowiązku, żeby powiedzieć jak to wygląda. Sam byłem niedowiarkiem. Myślałem, że przesadzają mówiąc, że sprawa jest poważna. "Przecież na grypę też ludzie umierają i jakoś nie wprowadzali pandemii" - myślałem. Dopiero, kiedy zachorowałem i zacząłem walczyć o każdy oddech zrozumiałem, jak straszna jest to choroba - opowiadał.
Mieszkaniec Elbląga przyznał, że na początku, gdy męczył go kaszel, katar i ok. 38-stopniowa gorączka myślał, że sam się wyleczy. - Jestem przedsiębiorcą. Zdrowie moich pracowników jest dla mnie bardzo ważne, dlatego od razu zdecydowałem się zostać w domu. Nie myślałem, że się zaraziłem, ale wolałem dmuchać na zimne - mówił. - Przez ponad tydzień leczyłem się sam, ale było coraz gorzej.
- Najgorsza była walka o każdy oddech. Nie miałem siły złapać powietrza. Nikomu tego nie życzę. To straszne uczucie. Lekarz powiedział wprost - albo trafię do szpitala, albo umrę. Bałem się jednak, że jak pójdę do szpitala to już z niego nie wyjdę. Ale nie było wyboru. Na szczęście dostałem się do szpitala, bo to wcale nie takie oczywiste, że będzie miejsce. Bardzo dużo jest osób zakażonych i to czy przyjmą cię do szpitala zależy od stanu zdrowia. Mój był ciężki
- zaznaczył.
Nasz rozmówca idąc do szpitala bał się, że z niego już nie wyjdzie. - W szpitalu okazało się, że mam 20 proc. szans. Byłem bardzo osłabiony. Nie miałem siły sam zanieść swoich rzeczy. Dodatkowo stresowałem się, co tam zastanę. Słyszałem różne bajki - opowiadał.
- Zostałem podłączony do tlenu. Ale, mówiąc wprost, mój organizm nie był w stanie pobierać takiej ilości tlenu jak powinien, mimo, że do tlenu byłem podłączony praktycznie cały czas. Lekarze i pielęgniarki robili co mogli, ale to nowa choroba i wiele nie da się zrobić, jeśli nie ma się odpowiednich narzędzi. Chciałbym podkreślić, że w Elblagu mamy fantastyczny personel. To ludzie, którym naprawdę zależy. Pielęgniarki przychodziły do mnie kilka razy w nocy sprawdzać, czy żyję, czy czegoś nie potrzebuję. Ich zaangażowanie jest nieocenione
- zaznaczył.
Problemy z oddychaniem, ogólne osłabienie, ból ciała - to zdaniem naszego rozmówcy dolegliwości każdego pacjenta na oddziale COVID-owym. - Tam ludzie cierpią. Najgorsze, że nie zrozumie tego nikt, kto tego nie przeszedł. Mi się udało pokonać koronawirusa i po 21 dniach wyszedłem ze szpitala, ale nie jestem zdrowy. Mam uszkodzone płuco. Ludzie widzą statystyki z ozdrowieńcami i myślą, że ci ludzi wrócili do pełnej sprawności. Tak nie jest - podkreślił. - Mam kontakt z osobami, z którymi leżałem na sali. Każdy z nich ma jakieś problemy. Jeden z sercem, inny z nerkami. Ja z płucem. Ta choroba może różnie oddziaływać.
Należy pamiętać, że nie wszystkim udaje się pokonać koronawirusa. - Na sali leżałem z mężczyzną. Nigdy tego nie zapomnę. Tak, jak ja miał problemy z oddychaniem. Rozmawialiśmy o swoich odczuciach, obawach, życiu. Pół godziny później zmarł. Na sali. Próbowali go ratować, ale nie dali rady. Ten widok zostanie ze mną na zawsze - dodał nasz rozmówca.
Jak udało się naszemu rozmówcy pokonać COVID-19?
- Żyję dzięki temu, że jakiś ozdrowieniec zdecydował się oddać osocze. Nie sądziłem, jakie to ważne, że to naprawdę ratuje życie. Mój stan był ciężki. Leki nie pomagały, tlen nie pomagał. Udało mi się "załapać" na jedną z ostatnich, jak nie na ostatnią dawkę osocza. Gdyby nie ona... Dlatego apeluję, aby ozdrowieńcy, jeśli mogą, są już w stanie, aby oddawali osocze. Chorych jest więcej niż dawców! Wielu chorych potrzebuje osocza, by przeżyć
- apeluje nasz rozmówca.
KJ
Redakcja serwisu zulawy.com nie odpowiada za treść komentarzy i treści dostarczone przez firmy i osoby trzecie.
Jeśli chcesz z nami tworzyć serwis napisz do nas e-mail.
Regulamin komentowania artykułów w serwisie zulawy.com
W trosce o kulturę i wysoki poziom debaty w serwisie zulawy.com wprowadza się niniejszy Regulamin.
Copyright © 2014-2024 zulawy.com. Wszystkie prawa zastrzeżone.