W miniony czwartek tj. 28 czerwca br. udaliśmy się z żoną i córką na zwiedzanie pochylni Jelonki. Warto było, ciekawa sprawa. A potem udaliśmy się z powrotem do Elbląga przez Rychliki do Elbląga. Ponieważ trochę znam nasz region to postanowiłem pojechać na skróty z Kwietniewa na Święty Gaj (nadal droga szutrowa) . I wspominamy, że w tym lesie, prawdopodobnie gdzieś w jarach Prusowie zamordowali św. Wojciecha. A tu nagle przed nami leży na drodze średniej wielkości pięknie upierzony ptak. Patrzymy a to drapieżnik, miał chyba złamane skrzydło.
Ponieważ w życiu uratowałem już parę ptaków to ostrożnie wziąłem tego krogulca do pojemnika, który stale wożę w bagażniku i szybka decyzja, z powrotem do Jelonek, gdzie pani Ania zajmuje się takimi kontuzjowanymi ptakami. Niestety wszystko zamknięte na cztery spusty, żadnej informacji. W międzyczasie daliśmy ptaszkowi trochę pić. Spotkana mieszkanka informuje nas, że pani chyba Ania już się wyprowadziła w okolice Młynar. Było już około 20.30.
No, to do schroniska dla zwierząt w Elblągu, przecież niedawno oddaliśmy tam rannego gołębia. Tam jak zwykle brama zamknięta. Dzwonimy. Wychodzi pan, chyba kierowca. Ptaków nie przyjmujemy. No zaczyna się. Ale od tego jest Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Pan podaje telefon.
Uwaga rozmowa nagrywana. Dyżurny pan Pieczywko, oddać do schroniska, no mówię, że jestem przed bramą schroniska, pyta, gdzie znaleziono ptaka. Ja nieświadomy, odpowiadam zgodnie z prawdą, że na drodze Kwietniewo - Św. Gaj. A pan, że to nie gmina Elbląg a gmina Rychliki i oni krogulcami z innych gmin się nie zajmują i może podać telefon do pani spod Młynar, no to ja mówię że nie mam jak zanotować i aby zadzwonił od siebie a potem ja zadzwonię za 5 minut. Pan bez cienia empatii, chyba przeszkodziliśmy w oglądaniu jakiegoś mundialowego meczu. Ciągle odpycha temat. Co będzie jak będzie powódź?
Wracają wolontariusze z psami ze spaceru z Bażantarni. Mówią, że w Gronowie Górnym jest ktoś, kto zajmuje się ptakami. Naprzód do Gronowa. Dziwne, że w schronisku nie ma informacji na ten temat /nr telefonów/. Oczywiście w Gronowie pytamy spotkanych mieszkańców i w sklepie, czynny do 22.00, ale nikt nic nie wie. Dzwonię do zaprzyjaźnionych leśników. Jest telefon do pani Beaty. Dzwonię, przyjeżdżajcie natychmiast-ul. Bursztynowa.
Kamień z serca. W końcu docieramy. Pani dr weterynarii Beata Lalik kocha ptaki i po wstępnych oględzinach mówi, że ten ptak to krogulec i ma chyba coś ze skrzydłem, ale to się okaże po prześwietleniu.
Pani Beata powiedziała nam, że to nie taka prosta sprawa napoić i dać jedzenie rannemu, kontuzjowanemu ptakowi. Ma już pod opieka młodego puchacza i niedawno wypuściła młoda pustułkę. Wszystkie ptaki drapieżne są pod ochroną.
Dziękujemy z całego serca pani Beacie, która robi to całkowicie bezinteresownie z miłości do ptaków. Była już godz.22.30. Nasza gehenna związana z udzieleniem pomocy zakończyła się szczęśliwie. A swoja drogą dziwne jest to, że w stutysięcznym mieście nie ma możliwości udzielenia pomocy ptakom, trzeba dzwonić i ściągać panią spod Młynar o czym nie ma nigdzie żadnej informacji natomiast pani Beata wykonuje to społecznie jak by nie można było w ogłoszeniu konkursowym przydzielić tego dwóm osobom. A tak cierpią na tym i ludzie i ptaki. Znowu widzieliśmy orła cień.
Bolesław wraz z rodziną