Mariusz Ciągadlak (40 l.) pracował jako ratownik medyczny. W 2001 roku pojawiły się u niego pierwsze kłopoty ze zdrowiem. - Pracowałem na izbie przyjęć. Ciągle coś robiłem, nie mogłem usiedzieć na miejscu. Człowiek nie sądzi, że zdrowie może odmówić mu posłuszeństwa - przyznał. Niestety z czasem się tak stało. Choć u p. Mariusza stwierdzono już kilka lat temu znaczny stopień niepełnosprawności, na Komisji w Elblągu został on uzdrowiony. Niestety jedynie na papierze. Nagle odebrano mu możliwość uczęszczania na warsztaty terapii zajęciowej i zasiłek. - Chcę pokazać jak naprawdę wyglądają Komisje na ul. Komeńskiego i ul. Wojska Polskiego, gdzie to jest czysta parodia - zaznaczył.
Pan Mariusz pochodzi z Tolkmicka. Przez 10 lat pracował na Śląsku. - Zacząłem się bardzo szybko, silnie męczyć. Trafiłem do pani kardiolog, która stwierdziła, że mam kardiomiopatie rozstrzeniową. Skierowała mnie do Zabrza na kwalifikacje do przeszczepu serca - opowiada p. Mariusz. - Zostałem zakwalifikowany do wszczepienia kardiowertera. To jest mały defibrylator, który ma się w ciele.
Już w 2013 r. panu Mariuszowi przyznano znaczny stopień niepełnosprawności. - W tym roku Komisja przy ul. Komeńskiego cofnęła mi stopień do umiarkowanego. Kiedy komuś łamie się życie i jest przygotowywany do tego, że będzie miał przeszczep serca, to nerwy mu siadają. Chodzę do psychiatry. Na komisji padło pytanie, czy leżałem z zakładzie psychiatrycznym. Nie leżałem, więc pan doktor cofnął mi orzeczenie stwierdzając, że nie kwalifikuję się do stopnia znacznego - mówi p. Mariusz. - Po Komisji zrobiłem tam burzę i... trafiłem do szpitala.
Po wyjściu ze szpitala p. Mariusz walczył o swoje prawa. Złożył odwołanie.
Trafiłem na Komisję przy ul. Wojska Polskiego. Tam pani doktor też mnie uleczyła. Nie dość, że nie przywrócono mi stopnia znacznego, to jeszcze zostało mi cofnięte wskazanie na warsztaty terapii zajęciowej
- podkreślił.
Co oznacza dla p. Mariusza zmiana stopnia niepełnosprawności? - Orzeczenie o stopniu niepełnosprawności w stopniu znacznym uprawnia do zasiłku pielęgnacyjnego w wysokości 153 zł, które miałem od 2013 r. W moim przypadku to jest koszt wykupienia leków. Wskazanie uprawnia też do uczęszczania na zajęcia terapii zajęciowej. Uprawnia do wszelkich możliwych zniżek. Mogłem poruszać się komunikacją miejską za darmo wraz z opiekunem, bo sam się nie poruszam. Teraz nie mam nic - stwierdził rozgoryczony p.Mariusz.
Panu Mariuszowi zależy szczególnie na warsztatach terapii zajęciowej.
Może nie wyglądam na ciężko chorego, ale to nie oznacza, że nie jestem. Nie mogę sam dźwigać zakupów, wyjść z domu. Są gorsze dni, gdzie tylko siedzę i się ze mnie leje, bo się męczę. Na warsztatach przede wszystkim czuję, że jestem coś wart. Mogę być z ludźmi, realizuję się. Jestem, a w zasadzie byłem, choć to jeszcze do mnie nie dociera, na pracowni sztuki użytkowej. Robimy tam lampki, wieszaki, tace. Czuję się tam potrzebny społecznie. Osoba, która jest chora kardiologicznie nie jest przydatna, a tam są świetni instruktorzy, którzy o nas dbają. Chodziłem tam trzy lata, a teraz nie mogę
- dodał p. Mariusz.
Wizyta w Wojewódzkim Zespole do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności (przy ul. Wojska Polskiego) była dla p. Mariusza traumatyczna. - Jednym z dokumentów, które przedstawiłem był test urządzenia, który pokazuje ile zostało mi baterii w tym urządzeniu, czy miałem jakieś interwencje. Pani doktor przejrzała te dokumenty i stwierdziła, żebym jej takich rzeczy nie dawał, bo się na tym nie zna. To kto to jest? Kowal? - pytał oburzony p. Mariusz. - Na Komisjach powinna być konsultacja kardiologiczna. Powinien być na niej lekarz, bo jak może orzekać nie widząc pacjenta? To, co się dzieje na Komisjach to jest parodia! Skierowano mnie do zakładu pracy chronionej, ale jeśli według ZUS-u mam całkowitą niezdolność do pracy, a oni mnie kierują do pracy, to jest śmieszne. Oni się tam wszyscy nadają jak wół do karety - podsumowuje pracę komisji lekarskiej.
Pan Mariusz udał się do radcy prawnego, który bezpłatnie przyjmuje w ERKON-ie. - Pomógł mi stworzyć odwołanie do Sądu Rejonowego. Sprawa trafiła też do Rzecznika Praw Pacjenta - dodał.
Obecnie p. Mariusz żyje z renty, która wynosi 700 zł. Chce walczyć w Sądzie o przywrócenie mu znacznego stopnia niepełnosprawności, dzięki któremu odzyska 153 zł oraz (dla polepszenia zdrowia psychicznego) możliwość wyjścia do ludzi i uczestniczenia w warsztatach terapii zajęciowej.
Nie będę siedzieć cicho, bo nie jestem jedynym przypadkiem. Jest wiele osób, które boją się lub wstydzą się mówić o tym, jak zostali potraktowani. Będę walczył dopóki żyję
- podkreślił p. Mariusz.
Kamila Jabłonowska
Redakcja serwisu zulawy.com nie odpowiada za treść komentarzy i treści dostarczone przez firmy i osoby trzecie.
Jeśli chcesz z nami tworzyć serwis napisz do nas e-mail.
Regulamin komentowania artykułów w serwisie zulawy.com
W trosce o kulturę i wysoki poziom debaty w serwisie zulawy.com wprowadza się niniejszy Regulamin.
Copyright © 2014-2024 zulawy.com. Wszystkie prawa zastrzeżone.